sobota, 22 marca 2014



W czwartek  jak co tydzień Kuba przyjął kolejną chemię. Samopoczucie w dniu podaży było bardzo dobre, Kuba nie skarżył się na bóle brzuszka, nie wymiotował, wręcz  przeciwnie po powrocie z Warszawy był bardzo wesoły, energiczny i rozrabiał do 22. Cieszyliśmy się z dobrej formy synka. Wczoraj niestety nastąpiło załamanie. Rano jeszcze wstał, wziął leki i dał namówić się na skromne śniadanko, a pózniej poległ, leżał bardzo słabiutki z podkrążonymi oczami, nie wymiotował, ale apetyt też był zerowy i siły odmówiły posłuszeństwa. Trochę się baliśmy ponieważ w ostatniej morfologii były niskie leukocyty, znacznie poniżej normy, a wraz z kolejną chemią poszły jeszcze w dół, więc boję się w takich sytuacjach powikłań. Wieczorem nawet mąż  panikował , że młody gorączkuje, alarm okazał się fałszywy. Był po prostu bardzo, bardzo słaby. Do akcji wkroczył młodszy braciszek, który chciał zaciągnąć Kubę do zabawy, używał wszystkich możliwych sposobów, ciągnął za rękaw, głaskał, uśmiechał się i zagadywał po swojemu, kiedy to nie przyniosło rezultatów zaczął ciągnąć za włosy a nawet gryżć, niestety żaden sposób nie pomógł, Kuba leżał i nie miał na nic ochoty. Wieczorem zwlókł się z łóżka, chcieliśmy wmusić w niego kolację, ale........ usnął na siedząco przy talerzu

















Dziś już zdecydowanie lepiej, jak tylko wstał podjął pierwsze zabawy z Antkiem, trzeba nadrobić wczorajsze zaległości.........





A pózniej było tuli, tuli, na które wczoraj brakowało sił




i całusy, całusy, całusy. Dodam tylko, że uwielbiam takie widoki. uwielbiam, kiedy Kuba rano wstaje i w piżamce, na boso, ale z  własną poduszką pod pachą wpada do Antkowego pokoju z życzeniami. Połóż Antka obok mnie to są pierwsze słowa jakie wypowiada i są wygłupy, całusy, przytulanki, obydwaj  uśmiechają się do siebie, wygłupiają. teraz już Antek mniej chce leżeć raczej zaczepia brata i ucieka, ale jest bardzo miło, a Kubie daje to tyle siły i energii, że nigdy nie sądziłaby , że więz między rodzeństwem może być tak ogromna




dziś Kuba był na krótkim spacerku, jest jeszcze słaby , ale o niebo lepiej niż wczoraj. Zbliżamy się dużymi krokami do półmetku naszego leczenia.Niebawem minie pół roku, jak usłyszeliśmy te gorzkie słowa, słowa, że wracamy na onkologię, że jest wznowa.Pół roku wyjazdów, cotygodniowych pobytów na onkologii, która już na zawsze pozostanie naszym drugim domem.Przed nami jeszcze tyle samo wyjazdów, dużo stresów, niewiadomych, ale mam nadzieję, że małymi kroczkami dobrniemy do celu, zgodnie z założeniami, świętując sukces. Tym razem pokonamy paskuda raz na zawsze

2 komentarze:

  1. Pokonacie Kochani, głeboko w to wierzę! Buziaki dla chłopaków :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To właśnie zdjęcia z tego postu mnie bardzo wzruszyły. Życzę dużo siły dla Kubusia i rodziców. Wiem, że jest ciężko, ale jestem też pewna, że pokonacie tego paskuda. Pokażcie mu, gdzie raki zimują!

    OdpowiedzUsuń