Co u nas ???????? otóż dzieje się dużo nie sposób nadążyć za wszystkim.
Zacznę od tego, że dobiega końca drugi cykl Vinorelbiny. Końcem lipca rozpoczęliśmy raz w tygodniu, przez trzy tygodnie z rzędu podaż drugiego nowego cyklu chemii, teraz były trzy tygodnie przerwy i jutro ważny dzień- rezonans magnetyczny głowy oceniający skuteczność leczenia tą chemią. Kuba znosi wszystko bardzo dzielnie i dobrze, jest w dobrej kondycji zarówno psychicznej , jak i fizycznej. Patrząc na niego niejeden jest pod wrażeniem, niebawem mija rok leczenia chemioterapią, gdyby jeszcze były efekty nic więcej do szczęścia nie byłoby nam potrzeba. Z efektami jednak dużo gorzej, co przyniesie jutrzejszy dzień zobaczymy, zaszczepiono we mnie takie dawki pesymizmu w tym temacie, że na sukcesy się nie przygotowuję.
Jak wiecie wznowa choroby nowotworowej została wychwycona we wrzesniu dzięki kontrolnemu MR głowy, który pokazał, że przez pół roku guz powiększył się bardzo, bardzo dużo. Wprowadzono wówczas chemię o nazwie Vinblastyna z którą wszyscy pokładaliśmy wielkie nadzieje i wierzyliśmy, że Kuby organizm zareaguje na leczenie tak genialnie jak w latach 2009-2010. Pani dr zapewniała, ze są bardzo dobre efekty leczenia tą chemią przy wznowach choroby nowotworowej u dzieci z tym rodzajem guza, jaki ma Kuba , powoli zaczynałam w to wierzyć i łudzić się nadziejami, niestety na próżno. Pierwszy rezonans pokazał delikatną remisję, niestety kolejny już progresję, wycofano się zatem z leczenia Vinblastyną i zaproponowano Vinorelbinę, jutro rezonans pokaże czy działa, a jeżeli nie???????? Jeżeli nie to bardzo złe wiadomości przed nami, trudne rozmowy i najtrudniejsze z możliwych decyzji w życiu.
Co dalej ??? Nie wiem, mam straszny mętlik w głowie.
Po czerwcowym rezonansie, który wyszedł zle uświadomiłam sobie, ze sprawa jest bardzo, bardzo poważna, ze nasz syn może tą walkę przegrać w każdej sekundzie, ponieważ guz jest bardzo duży, zajmuje niekorzystne partie mózgu, a brak reakcji na chemię spowoduje powiększanie się guza o kolejne milimetry czy centymetry. Wg lekarzy z CZD guz jest nieoperacyjny, nie kwalifikuje się również ze względu na swoje rozmiary i położenie do radioterapii, jedyną deską ratunku jest chemia, tylko, że chemia zawodzi, ostatnia deska ratunku wydaje się nieskuteczna. Z pomocą przyszło wielu obcych ludzi i znajomych, rozpoczęliśmy konsultacje poza granicami naszego kraju. Jest to proces bardzo długi, trudny, pracochłonny i niestety bardzo, bardzo kosztowny. Najpierw trzeba sobie samemu zorganizować specjalistów i klinki na świecie, które specjalizują się w tego typach guza. Wprawdzie jest internet, który daje duże możliwości, ale wbrew pozorom nie jest to temat taki prosty. Mnóstwo godzin zajęło mi szperanie po internecie, docieranie do dzieciaków i ich rodziców z glejakiem, czytanie, pisanie, selekcjonowanie. Z pomocą przyszli znajomi, bardziej bliscy, ci dalsi i Ci zupełnie obcy. Pisali do mnie rodzice dzieciaków, które odeszły dzieląc się swoimi doświadczeniami i kontaktami, inni nie odpisywali, nie chcieli podzielić się danymi, jakie mają zgodnie z zasadą ja walczę o swoje dziecko i ono ma prawo żyć a Twoje nie. Przeżyłam kolejny szok w tym temacie, ale postanowiłam walczyć, tam gdzie wyrzucono mnie drzwiami wchodziłam oknem, na zasadzie po trupach do celu. Dziękuję wszystkim, którzy mnie mobilizowali i wspierali, kiedy brakowało sił. Kiedy zostałam już zasypana całą masą kontaktów do różnych klinik trzeba było wykonać kolejny krok zgromadzić kompletną dokumentację medyczną, przegrać wszystkie płyty MR z CZD, przetłumaczyć dokumentację na język angielski i rozpocząć konsultacje. Jeżeli chodzi o Niemcy to na wizytę do prof Vogla do Berlina pojechaliśmy osobiście, profesor oglądał wszystkie płyty na miejscu, interpretował stan guza i generalnie przyznał , że sprawa jest beznadziejna. Potwierdził, to, ze guz nie kwalifikuje się absolutnie do operacji, a ponieważ jest sceptykiem radioterapii wykluczył również tą drogę leczenia, przyznał też bardzo stanowczo, że chemioterapia, którą Kuba dostaje nie jest w stanie zatrzymać guza z całą pewnością, nie mówiąc już o jego zmniejszeniu . Jedyne, co miał dla Kuby do zaproponowania to terapia lekiem o nazwie Laif612. działanie leku polega na zabijaniu komórek nowotworowych, co hamuje rozwój choroby, ponieważ zapobiega powiększaniu się guza, zabija go od wewnątrz. Bez pożywienia guz może się zwapnić i w konsekwencji obumrzeć. Propozycje profesora są takie, ze lek jest zalecony do stosowania przez 6 tygodni, następnie należy wykonać MR głowy, żeby ocenić działanie leku i zameldować się na kolejnej wizycie u profesora, celem oceny skuteczności działania leku. Profesor przyznał, ze Kuba w szpitalu macierzystym ma za rzadko robione badania MR, powinny się one odbywać na tym etapie zaawansowania choroby co 6 tygodni a nie co 4 miesiące. I generalnie z takimi wiadomościami wróciliśmy. Czy jesteśmy rozczarowani?????? raczej nie, wiedzieliśmy na jakim etapie zaawansowania choroby jesteśmy i że wielu profesorów zdyswalifikowało go do operacji. Komunikaty, jakie nam przekazywał były bolesne, ale szczere i o to w tym wszystkim chodzi, żeby nie łudzić, nie robić niepotrzebnych nadziei. Oprócz Berlina konsultowałam Kubę w kilku innych niemieckich klinikach informacje zwrotne są dość rozbieżne profesor z Monachium uważa, że operacyjnie guza usunąć nie można, chemioterapia nie jest w stanie mu pomóc natomiast zaleca radioterapię, której nikt nigdy i nigdzie nie zalecał, więc jest dla mnie mało wiarygodny. Profesor z Freiburga zajął się wnikliwie analizą Kuby dokumentacji prosił o tysiące dodatkowych informacji i konsultacji, dwa tygodnie temu w piątek odbyło się we Freiburgu konsylium w Kuby sprawie niestety żadnych konkretnych informacji tez nie ma. profesor rozważa ewentualną operację, ale potrzebuje wnikliwszej i bardziej dokładnej ilości badań, żeby móc dokładnie i precyzyjnie orzec, że jednak operacja mogłaby wchodzić w grę potrzebne jest badanie dodatkowe, którego w Polsce Kubie nigdy nie wykonywano- mianowicie rezonans funkcjonalny oraz opinia neurologiczna. Wykonanie tych badań we Freiburgu jest bardzo kosztowne wynosi 5000 Euro i na dzień dzisiejszy zrezygnowaliśmy z tej propozycji. postanowiła, ze badania zrobię w Polsce prywatnie i doślę profesorowi, wówczas zbierze się ponownie konsylium i wyda opinię w sprawie Kuby leczenia. Wysłałam jeszcze dokumentację medyczną Kuby do Wiednia, Francji, Strasburga i Goettingen, do dziś jednak nie podjęto tam żadnej konkretnej decyzji. Z Goettingen jestem w kontakcie, Francja i Strasburg milczy, Wiedeń zabiera się za analizę dokumentacji. Kolejny krok , jaki wykonaliśmy to konsultacje Kuby w stanach Zjednoczonych, wiemy, że koszty leczenia tam byłyby przerażająco wysokie, ale wiemy też, ze medycyna w stanach jest na bardzo wysokim poziomie i liczymy głęboko, że jednak znajdą się tam specjaliści, którzy powiedzą tak uratujemy pani dziecko. W konsultacjach w Stanach pomaga nam jedna Pani, administratorka Fundacji Ludzie Serca, której córka mieszka w Stanach, pracuje w branży medycznej, przez co mamy ułatwiony kontakt i za co z całego serca dziękujemy. Pracy jest dużo, wszystkie male telefony i koordynowanie tymi wiadomościami, pośredniczenie, wypisywanie wszystkich dodatkowych informacji, to ktoś kto tego nie doświadczył nawet nie zdaje sobie sprawy jaki to ogrom pracy. Dziękujemy bo obcy ludzie wyciągnęli do nas rękę, za darmo, bezinteresownie, poświęcając swój czas i angażując się emocjonalnie. Zwróciliśmy się o pomoc do pięciu klinik w Stanach. najbardziej prestiżowa klinika to klinika w Nowym Jorku, która za samą konsultację zażyczyła sobie blisko 7000 złotych i bez zasilenia konta powyższą sumą nie było mowy o tym, ze ktokolwiek spojrzy w dokumentację medyczną, było ciężko, ale przelew poszedł teraz czekamy na ewentualne propozycje leczenia, podpowiedzi, wskazówki, sugestie. Klinika w Los Angeles zdyskwalifikowała Kubę do operacji i potwierdziła skuteczność leczenia w postaci chemioterapii. Klinika w Oakland z która jesteśmy w kontakcie telefonicznym przedstawiła mim zdaniem dotychczas najbardziej konkretne informacje. Operacja, która ma zadanie usunąć Guza w 90 %, pózniej chemioterapia docelowa, czyli podawana bezpośrednio do guza i sukces. Taki jest plan, ile będzie kosztowała szansa życia Kuby i czy plan się powiedzie to pytania wciąż otwarte. Jesteśmy w kontakcie dzięki osobie która pomaga nam się kontaktować z kliniką. Proszono o przemyślenie sprawy, dosłanie jutrzejszego badania rezonansu i wtedy padną kolejne propozycje, które będą zależne od wyniku badania. jeżeli chemia zadziała pani prof powiedziała, ze warto byłoby ją pociągnąć, jeżeli nie??????????? Będą to dramatyczne wybory dla nas bo ceną będzie życie dziecka. Pozostałe klinki ze Stanów jeszcze milczą, czekamy na komplet odpowiedzi, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że robimy dobrze. Wszystko jest bardzo wydłużone w czasie, ponieważ tak jak pisałam wcześniej konsultacja to nie pusta koperta , którą adresujemy i po sprawie, to cała masa papierów, które trzeba było przetłumaczyć na język angielski, wciąż chcieli jakieś dodatkowe informacje, opinie od innych specjalistów okulista, neurolog, żeby ocenić dobrze zaproponowane przez siebie leczenie. A ja sama się w tym wszystkim zupełnie pogubiłam, ponieważ informacje są bardzo rozbieżne, a na tyle poważne, ze dotyczą życia mojego dziecka
Kubuś od 7 lat walczy z guzem mózgu- glejakiem nerwu wzrokowego. We wrześniu 2013 r. nastąpiła wznowa choroby. Możliwości leczenia w Polsce wyczerpały się. Ogromną szansę uratowania naszego dziecka dał nam neurochirurg z Tubingen, który zakwalifikował Kubę do częściowej resekcji guza. Ta szansa kosztuje 38.764 Euro. Prowadzimy najtrudniejszą walkę- walkę o ŻYCIE NASZEGO DZIECKA. Prosimy, pomóżcie nam ją wygrać, bo Kubuś musi żyć!
piątek, 29 sierpnia 2014
niedziela, 10 sierpnia 2014
Dawno nic nie pisałam.......
W czerwcowym rezonansie, który jak wiecie wyszedł nie najlepiej zmieniono Kubie chemioterapię. Pierwszy cykl zniósł zle. Nie był to wprawdzie stan kwalifikujący się do pobytu w szpitalu, ale widać było obniżoną sprawność fizyczną, ciągle powtarzał, że jest słaby, bolą go nóżki, nie miał siły chodzić, potykał się, zasypiał na siedząco oglądając TV. Nie był to ten sam chłopiec radosny, biegjący i mający cała masę pomysłów do zabawy. Pozniej przyszły trzy tygodnie przerwy- zgodnie z nowym schematem podaży vinorelbiny, organizm regenerował się powoli, wciąż widać było gorszą formę Kuby, ale już w ostatnim tygodniu zaczęłam zauważać znaczną poprawę w samopoczuciu. Niestety zbliżał się kolejny termin drugiego cyklu chemioterapii (trzy tygodnie jednodniowej chemii plus trzy tygodnie przerwy). Obecnie za nami ostatnia trzecia chemia w miniony czwartek, teraz trzy tygodnie przerwy i zaplanowano kontrolny rezonans głowy na 30 sierpnia, żeby sprawdzić, jak guz reaguje na leczenie. Okres po podaniu pierwszej chemii był ciężki, pierwszy dzień po bezpośredniej podaży Kuba tylko leżał, dużo spał, jeden dzień gorączkował, dwa omdlenia w czwartek i piątek. Dwie ostatnie chemie zniósł za to rewelacyjnie. Myślałam, że vinorelbina będzie powodowała takie powikłania, ze forma Kuby będzie dużo gorsza niż po vinblastynie, ale z moich ostatnich obserwacji wynika, że zachowanie jest porównywalne do vinblastyny. Kuby samopoczucie jest bardzo dobre nie skarży się na żadne bóle, nie wymiotuje,nie gorączkuje, nie mdleje, apetyt w normie, wyniki morfologii bardzo ładne. Bawi się, rozrabia, jest wesoły i rozbiegany.
A Wam jak mijają wakacje?????
pogoda piękna za oknem pełno dzieci biegających, bawiących się w chowanego, jeżdzących na rowerze, grających w piłkę tak miło patrzy się na ich beztroskie dzieciństwo. Jedni wyjeżdżają nad morze, inni nad jezioro a Kuba??? Kuba wyjeżdża do Warszawy na chemię, do stowarzyszenia na rehabilitacją i na konieczne konsultacje w sprawie jego dalszego leczenia. Kuba nie może wyjść na dwór bo jest za gorąco, dziecko w czasie chemioterapii nie może przebywać na intensywnym słońcu, musi być przed nim chronione, więc znowu siedzimy w domu. Zimą chronimy się przed infekcjami , latem przed słońcem i tak mija nam miesiąc za miesiącem. Za oknem upały, w domu duszno. Wychodzimy czasami na chwile wieczorami jak kondycja Kuby na to pozwala. Tęsknimy za tą normalnością bardzo. Często Kuba wychodzi na balkon, pyta czy już słońce nie świeci, żeby posiedzieć i popatrzeć chociaż na dzieci jak się bawią. Z jednej strony cieszę się, że możemy mieszkać w domu, że młody nie ma powikłań i nie mieszkamy całymi tygodniami w szpitalu, jak inne dzieciaki, ale trudno mimo wszystko zrozumieć i zaakceptować to wszystko, trudno wytłumaczyć mimo wszystko małemu chłopcu, dlaczego właśnie tak i kiedy ten koszmar wreszcie się skończy
Ósme urodziny Kubusia
Kochani,
sama nie wiem kiedy to minęło, ale to już osiem lat jak Kuba przyszedł na świat . Pamiętam dzień w którym się urodził, leżał obok mojego łóżka taki malutki, bezbronny owinięty w pieluszkę. Patrzyłam wtedy na jego malutkie rączki, nóżki, buziaczek zastanawiałam się jaki będzie, jak będzie wyglądał jak będzie starszy, co będzie lubił, kim zostanie jak dorośnie, nie przypuszczałam, że za kilka lat będę patrzeć na jego cierpienie i walczyć o życie. Dziś mija już osiem lat od tamtej chwili. Niestety 90 % jego życia to ciągła walka z chorobą. Cieszymy się, że ciągle jest nam dane razem być ze sobą i świętować kolejne urodziny, mimo wszystko nasuwają się jednak pytania ile takich wspólnych urodzin nam jeszcze zostało. Boli niestety, tak bardzo boli,bo nie taka powinna być kolej rzeczy........ tak trudno to wszystko zrozumieć, zaakceptować i przyjąć z pokorą, tak trudno znależć odpowiedz na pytanie dlaczego właśnie Kuba, dlaczego bezbronne dziecko musi znosić w życiu więcej niż niejeden dorosły.
Kuba bardzo wyczekiwał dnia swoich urodzin. W końcu coś ważnego, innego ....... Samopoczucie Kuby pozwoliło w pełni korzystać z dobrego humoru i nastroju świątecznego dnia. Dziękujemy wszystkim,którzy przyczynili się do tego, że był on wyjątkowy, a na Kuby buzce zagościł uśmiech.
sobota, 19 lipca 2014
Gdy w jednej chwili wali się cały świat, człowiek uświadamia
sobie, że szczęście było na wyciagnięcie ręki. To szczęście burzy jeden dzień –
dzień w którym słyszymy diagnozę - rak. Pojawia się w naszym życiu z nienacka i burzy
cały spokój, wywraca całe życie do góry
nogami. Rak puka do naszych drzwi nagle,
nie ostrzega, nie planuje ,nie pyta czy może, wchodzi jak nieproszony gość i
staje się najważniejszą częścią naszej
rodziny- wszystko jest podporządkowane niemu, zostaje gościem na długo, niszczy
wszystko, jest okrutny, podstępny i bezwzględny – kradnie to, co najcenniejsze - dziecko. Nie pyta czy może, bezwzględnie i drastycznie zabija je na
naszych oczach w okrutnych męczarniach, pozbawiając nadziei . Najgorsze jest to,
że człowiek w obliczu nowotworu nie może nic zrobić
Wszystko zmienił ten jeden dzień 17 sierpnia 2009,dzień w
którym usłyszeliśmy diagnozę: nowotwór
mózgu, guz duży, rozległy, nieoperacyjny, obrzęk, duże zmiany. Słowa lekarzy
były jak wyrok- dziecku zostały miesiące życia, guz nie kwalifikuje się operacji ,chemioterapia
go nie zatrzyma- te słowa pani profesor zapamiętam do końca życia, musimy
wierzyć, że wydarzy się cud. Po 14 miesiącach leczenia chemioterapią
uzyskaliśmy sporą remisje, guz się zmniejszał, obrzęk zniknął, nie było komórek
nowotworowych zakończono zatem leczenie onkologiczne. Cieszyliśmy się jak
dzieci z prezentu, który ofiarował nam los. Ale życie postawiło nas przed
kolejnymi trudnymi wyborami i decyzjami. Wrzesień 2013 kontrolny rezonans głowy
pokazał, że guz powiększył się dwu-trzykrotnie- jest tak rozległy, że lekarze
nie są w stanie określić jego prawdziwych rozmiarów. Rozpoczęliśmy kolejny etap
walki, jest już niestety mniej optymistyczny. Po 9 miesiącach leczenia
chemioterapią nie ma efektów, guz uodpornił się na leczenie cytostatykami. Operacja i
radioterapia nie wchodzą w grę, ponieważ guz jest za duży a jego lokalizacja
bardzo niekorzystna. Kilka tygodni temu
włączono inny protokół leczenia chemioterapią, czy zadziała nie wiemy, a jeżeli
nie, to kończą się dla naszego syna
możliwości leczenia w Polsce. Nie mamy czasu, żeby czekać na śmierć, guz jest
duży, a każdy kolejny centymetr
przybliża naszego syna do końca jego życia. Postanowiliśmy nie czekać ,aż
będzie za pozno, aż lekarze powiedzą, że to koniec, ze niestety nie udało się
uratować dziecka, dla nas to nasze dziecko. Dziecko bardzo brutalnie
doświadczone w swoim krótkim życiu przez los. Jesteśmy w trakcie bardzo kosztownych konsultacji za granicą w Stanach,
Niemczech i Francji, zwracamy się z uprzejmą prośbą o pomoc finansową na ten cel. Głęboko wierzymy, że los będzie
dla nas łaskawy, że nasz syn otrzyma jeszcze jedną szansę na życie, ta szansa
będzie bardzo droga, ale jego życie jest jeszcze cenniejsze, dlatego zwracamy
się z uprzejmą prośbą o pomoc. Jedna konsultacja w klinice w Stanach to koszt 3000-6000 dolarów,
jeżeli syn zostanie zakwalifikowany do leczenia będzie ono bardzo kosztowne i
niewątpliwie będzie przekraczało nasze możliwości finansowe, dlatego zwracamy
się z prośbą o pomoc.
Kubuś to bardzo pogodny, wesoły i otwarty na przeciwności jaki zgotował mu los, mały człowiek, kocha
śpiewać, biegać, skakać, jest wiernym kibicem Legii Warszawa, chciałby grać w
piłkę, jeździć na rowerze, bawić się z kolegami ,niestety przykuty do
szpitalnego łóżka i podłączony do kroplówek
z chemioterapią ogląda życie swoich rówieśników ze szpitalnego okna i
tęskni -tak bardzo tęskni za normalnym życiem- życiem bez bólu, zastrzyków,
kroplówek i izolacji, życiem na jakie zasługuje każde dziecko- pełnym uśmiechu
i beztroskich zabaw, wierzymy, że dzięki Państwa pomocy niebawem będzie to możliwe. Pomóżmy w
gromadzeniu środków potrzebnych na konsultacje, zanim będzie za pozno, nie
pozwólmy , aby życie tego chłopca zgasło w wieku ośmiu lat.
sobota, 12 lipca 2014
zakończenie przedszkola
Dla wielu przed dwoma tygodniami rozpoczęły się wakacje. dla Kuby wprawdzie też, choć, co to za wakacje :(
Okres przedszkolny za nami. Kuba mimo, że miał w tym roku nauczanie indywidualne został zaproszony oficjalnie do przedszkola na uroczyste zakończenie roku szkolnego. No właśnie czas przedszkola,beztroski czas zabaw, pierwszej nauki, pierwsze kroki samodzielności, nauki współdziałania w zespole, pierwsze przyjaznie, może i miłości, pierwsze występy, wierszyki- duma dla wielu rodziców. A co ten czas oznaczał dla Kuby? Dzieciństwo skradziono Kubie już w wieku dwóch lat, kiedy to zaczęły pojawiać się pierwsze sygnały choroby, pierwsze hospitalizacje, szpitale i te niestety błędne diagnozy, pozniej kolejne wizyty lekarskie, niekończące się wyjazdy, początki rehabilitacji- bo coś zaczyna się dziać, tylko co??????? Właściwie nic- uspokajali lekarze, ma lekko obniżone napięcie mięśniowe, potrzeba rehabilitacja, więc zaczęły się ćwiczenia, wyjazdy, turnusy, ale nie było lepiej, niedowład postępował. Musiał być wcześniej tłumaczyli lekarze, tylko pani nie zauważa, im dziecko starsze, rośnie, bardziej jest widoczny. patrzyłam na zdjęcia, analizowałam stan kuby i nie wierzyłam, ale wszyscy twierdzili, ze nic mu nie jest, ze wymyślam, szukam sobie problemów. Zbliżały się Kuby trzecie urodziny, zapisałam go do przedszkola integracyjnego,niestety 17 sierpnia padła diagnoza, która kolorowe sale przedszkolne zamieniła na szpitalne łózko i kroplówki, a w oczach dziecka zamiast radości i uśmiechu pojawił się strach, ból oraz płynące po policzkach łzy. Pierwsze tygodnie września 2009 roku to nie czas adaptacji przedszkolnej tak , jak było w planach to czas adaptacji szpitalnej, pierwsze badania, chemie, zabiegi, wenflony, pękające żyły, zabieg wszczepienia portu- dojścia centralnego do podawania chemioterapii i ciąg , niekończących się złych wiadomości, którymi byliśmy zasypywaniu. Ból, strach, łzy to była codzienność. Rozpoczęła się walka o życie. Po 14 miesiącach sukces, ale strach pozostał na długo, wszyscy powtarzali, guz będzie odrastał, niebawem wrócicie na onkologię, ale my tak bardzo chcieliśmy wierzyć, że będzie inaczej, że się udało.Po zakończonym leczeniu onkologicznym Kuba jeszcze nie poszedł do przedszkola, ponieważ jego stan ogólny na to nie pozwalał, wówczas zaczęliśmy walczyć o jakość jego życia. Tysiące preparatów wzmacniających organizm i podnoszących odporność, tysiące godzin rehabilitacji, walka z padaczką, terapia wzroku, zajęcia pedagogiczne, logopedyczne, hipoterapia to wszystko po to , żeby Kuba był w przyszłości jak najbardziej samodzielny. Do przedszkola poszedł jak 5 latek, ale wówczas zaczęła się cała seria infekcji, przeziębień, która dla zdrowego dziecka są błahostką, natomiast dla dziecka, którego jest znacznie obciążone leczeniem onkologicznym prawdziwym wyzwaniem dla organizmu. Tak minęły Kubie dwa lata przedszkola, więc czasu spędził w domu i na turnusach niż w przedszkolu, ale była to taka namiastka normalności. Niestety nie na długo, we wrześniu 2013 usłyszeliśmy, że jest wznowa, że guz urósł, że wracamy na onkologię. trzeba było zabrać kubie nawet tą namiastkę,odseparować od kolegów i życia przedszkolnego zamknąć w czterech ścianach fundując nauczanie indywidualne. Ból straszny, ale wszystko dla jego dobra. i tak w skrócie minął kubie czas dzieciństwa i edukacji przedszkolnej.dwa tygodnie temu zostaliśmy zaproszeni na oficjalne pożegnanie przedszkola. Był to bardzo trudny,pełen emocji dzień. Tak bardzo serce pęka jak patrzy się na te wszystkie radosne, beztroskie, pięknie wystrojone i uśmiechnięte dzieciaczki, tak trudno wtedy zaakceptować i wytłumaczyć sobie, ze tak właśnie musiało być.
Dla Kuby był to również ważny dzień,może nie taki jak być powinien, ale koledzy i dyrekcja stanęli na wysokości zadania
oprócz tradycyjnego dyplomu ukończenia przedszkola i misia absolwenta Kuba otrzymał piękne prezenty, pamiątki od dyrekcji i Rady Pedagogicznej.pani dyrektor pozyskała też sponsorów, aby sprawić kubie trochę frajdy i wywołać uśmiech na buzce naszego choruszka.
Dziękujemy wszystkim pracownikom przedszkola za czas wspólnie spędzony, za uśmiech, ciepło, troskę, zaangażowanie, pomoc, za to, ze los Kuby nie jest wam obojetny. Dziękujemy, że Kuba mógł spędzić pod dachem tego przedszkola choć kilka krótkich chwilą, które wpisały się w jego pamięć jako chwile radosne, wyjątkowe i niepowtarzalne
poniedziałek, 30 czerwca 2014
witajcie,
za Kubą druga dawka nowej chemii, przed nami kolejny wyjazd w czwartek i trzy tygodnie przerwy, ponieważ w takim schemacie będzie odbywała się podaż. Pierwszą chemię Kuba zniósł bardzo dobrze, po drugie nastąpiło znaczne pogorszenie stanu neurologicznego. Zaraz drugiego dnia skarżył się na potworne bóle mięśni, mówił, że strasznie bolą go nóżki i widać było, że nie potrafi nad nimi zapanować, chód sprawiał mu trudność, stawiał kroczki tak, jakby miał sztywne nogi, chciał coś ominąć i siłą rzeczy nie udawało mu się, nie panował nad swoim ciałem. Jest bardziej słaby, bardziej się przewraca, potyka, jest cały w siniakach i poobijany, a to dopiero druga dawka. Pozostałe dolegliwości nie są najgorsze, wymioty utrzymują się dzień po podaniu chemii, ale za to wilczy apetyt się pojawił ( zjawisko bardzo niecodzienne). Nie wiemy w jakim stopniu chemia zadziała. Za nami już dużo różnego rodzaju leczenia w postaci chemioterapii i zero perspektyw. Ostatni rezonans uświadomił mi, że wróg jest bardziej niepokonany niż nam się wydawało. Miałam ogromną nadzieję, ze skoro w latach 2009-2010 guz pięknie reagował na leczenie to i tym razem tak będzie. Niestety prawda jest bardzo okrutna. Zaczyna do mnie docierać, ze jest zle, bardzo zle. Guz jest duży, przemieszcza się w pień mózgu, gdzie znajdują się wszystkie ośrodki odpowiadające za nasze życie, są też torbiele wewnątrzguzowe, które zatykają naczynia krwionośne, a to może skutkować wylewem i śmiercią natychmiastową, może pojawić się wodogłowie, a wstawienie zastawki i interwencja neurochirurgiczna może mieć bardzo dramatyczne skutki, ponieważ guz jest bardzo duży, jego przemieszczenie może spowodować, fakt, że Kuba może zapaść w śpiączkę, badz stracić życie. A nawet jeżeli chemia ,która nam zaproponowano zadziała, to na jak długo, kilka miesięcy????? i co dalej?????? Śmierć czy przedłużanie życia o kolejne miesiące????? Zaczynam popadać w jakieś czarne scenariusze i myśleć o tym, co jest dla rodzica bardzo trudne, a miało być tak pięknie. Czy jest gdzieś na świecie ktoś, kto jest w stanie nam pomóc, kto jest w stanie wyleczyć Kubę. Od dwóch tygodni nie robię nic innego tylko czytam, sledzę, szukam, telefonuje, piszę malie, szperam, szukam kontaktów do innych klinik,ludzi, profesorów, pomaga mi cała ekipa dobrych serc, dopinguje i wspiera i za to dziękuję z całego serca. Czy się uda nie wiem, jeżeli nawet zapadnie pozytywna odpowiedz, podjecie decyzji będzie bardzo, bardzo trudne bo chodzi o życie i o to, żeby nie pogorszyć stanu Kuby, żeby nie stracił wzroku i nie został uszkodzony nieodwracalnie przy operacji, to operacja na mózgu, ryzyko jest ogromne, zawsze i wszędzie, bez względu na tytuły profesorskie , sławy, pieniądze. Ale z drugiej strony nie robić nic, to tak jakby dać przyzwolenie chorobie, żeby go zabiła, żeby zabrała nam dziecko. Nigdy nie życzę nikomu podejmowania tak trudnych decyzji z jakimi nam zapewne przyjdzie się zmierzyć, ale..............
Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz
Gdy nie można mocą żadną, wykrzyczanych cofnąć słów
Czy w milczeniu białych, haniebnych flag, zejść z barykady
Czy podobnym być do skały posypując solą ból
Jak posąg pychy samotnie stać..........
Gdy ktoś, kto mi jest światełkiem zgaśnie nagle w biały dzień
Gdy na drodze za zakrętem przeznaczenie spotka Go
Czy w bezsilnej złości łykając żal, dać się powalić
Czy się każdą chwilą bawić, aż do końca wierząc, że
Los inny mi pisany jest..................................
Prosimy o modlitwę w intencji Kuby
Subskrybuj:
Posty (Atom)